ALERGIA to po polsku: uczulenie. Nie jest to słowo miłe, choć związana z nim czułość jest tak miła, że z miłością często się łączy. Podobnie wrażliwość i tkliwość. Ale przymiotniki bywają już ambiwalentne: czułym można być wobec kogoś, i to najczęściej jest piękne, ale jeśli ktoś jest na coś czuły lub imiesłowowo wyczulony, to już gorzej. A uczulony to już zupełnie niedobrze. I wrażliwy trochę może nas razić swoją nadmierną, wyczuloną lub przeczuloną wrażliwością, która się łatwo może przerodzić w drażliwość. Również rzadszy już dziś przymiotnik tkliwy, nawet dawniej trochę zbyt sentymentalny, zaczął oznaczać wrażliwość na ból – mój dentysta określił niedawno jeden z moich zębów jako właśnie tkliwy, którą to cechę trudno mi było dotąd zębowi przypisać.

Alergia jest słowem obcym, o obcości zresztą podwójnej, bo i znaczeniowo się do niej odnosi: greckie allos to właśnie ‘obcy, inny’, a ergon to ‘działanie’. Alergia jest wynikiem działania na organizm czegoś obcego, tak obcego, że ten organizm źle to działanie znosi. Alergią nazywamy zresztą nie tyle sam wynik działania, ile cechy organizmu, które to sprawiają, czyli właśnie szczególną wrażliwość, uczulenie na kontakt z czymś zewnętrznym. To obce słowo tak już przyswoiliśmy, że często, takiej nazwy używając, zdajemy się tłumaczyć także z naszych mniej biologicznie usprawiedliwionych niechęci; możemy mieć „alergię” na jakieś zjawiska, na czyjeś zachowania, a nawet poglądy. Jesteśmy na nie wyczuleni, bo je łatwo rozpoznajemy, i uczuleni, bo na nie źle reagujemy.