W zeszłe wakacje cały miesiąc spędziłam na polu namiotowym pod Warszawą. Zrelaksowałam się, opaliłam i odpoczęłam. Dokładnie tego mi było potrzeba po 10 miesiącach ostrego zakuwania na studiach. Razem z przyjaciółmi wynajęliśmy domek w ośrodku wypoczynkowym.
Na początku trochę imprezowaliśmy, ale po tygodniu wszyscy  już mieliśmy tego dość i każdy na swój własny sposób korzystał z dobrodziejstw wypoczynku.
Ja najbardziej lubiłam kąpiele w pobliskim jeziorze. Znajomi śmiali się ze mnie, że mogłabym być rybką bo najchętniej nie wychodziłabym z wody.
Dlatego bardzo nieszczęśliwa byłam kiedy 2 dni przed naszym wyjazdem coś stało się z wodą w jeziorze. Wyglądała jakby kwitła, ale to nie było możliwe bo to była już połowa sierpnia, a woda przecież wtedy nie kwitnie.
Zdecydowałam się nie ryzykować i nie kończyć wyjazdu kąpielą. Jednak moi koledzy uznali to za niemożliwe i wrzucili mnie ostatniego wieczoru do wody w ubraniu. Było wesoło, choć nieźle mnie zdenerwowali.
Rano okazało się, że to jednak nie był mądry pomysł – czułam pieczenie w miejscach intymnych i zaraz po powrocie do domu musiałam udać się do lekarza.