Silent Hill 2 (PS2, X-Box)

Pewnego zimowego dnia 1999 roku w me ręce wpadła kolejna gra. Jedna z wielu – pomyślałem. Gdy po raz pierwszy wkładałem ją pod złowrogo łypiące oko czytnika PSX, nawet przez myśl mi nie przeszło, że chwile jakie z nią przeżyję, zapamiętać mi przyjdzie na dłuuugo… niekoniecznie jako najbardziej relaksujące.

O grze tej było już wprawdzie co nieco słychać przed premierą, ale niewątpliwie i tak niewspółmiernie mało w stosunku do rozgłosu, na jaki faktycznie sobie zasłużyła.
Po wydaniu, „SH” zyskał wielkie uznanie wśród ludzi kochających strach. Co ciekawe – W jednej z gazet traktujących o konsolach nie przyznanie jej najwyższej oceny redakcja umotywowała faktem, iż gra ta jest (!) zbyt straszna, aby jej przechodzenie mogło sprawiać maksymalną przyjemność! I na tym właśnie polegała jej potęga! (oczywiście gry, nie redakcji;)
Niedługo trzeba było czekać, by panowie z Konami zachwyceni popularnością swej produkcji ogłosili rozpoczęcie prac nad sequelem. Z oczywistych powodów druga odsłona nie pojawi się już na poczciwego „szaraka” – platformami docelowymi okazały się więc ostatecznie PS2 oraz Gates’owski X-Box.
Czym też ma zaskoczyć nas „dwójka”? Podstawą naturalnie w dalszym ciągu będzie niesamowity klimat; poczucie wszechobecnego zła wiszącego nad zwiedzanym przez nas miasteczkiem. Autorzy na całe szczęście nie zrezygnowali także z nieodłącznej mgły, która w jedynce była wprawdzie wprowadzona jedynie z powodu niedomagania sprzętu, pomimo czego od razu stała się jednym z najważniejszych czynników wzmagających „przyjemność” płynącą z rozgrywki.
Tym razem nie spotkamy się już z Harrym Masonem. Nowym bohaterem okazuje się być młody wdowiec, James Sunderland. Pewnego dnia dostaje on niezwykły list. Za jego nadawczynię podaje się zmarła przed trzema laty żona naszego bohatera, która prosi o spotkanie w Silent Hill. Nietrudno się domyśleć, że choć targany sprzecznymi uczuciami, James podejmuje jednak decyzję o wizycie w nieznanym mu miasteczku…
Twórcy zapowiadają, że choć miejsce akcji jest teoretycznie tym samym, co poprzednio, to jednak nie zafundują nam zbyt wielu okazji do powtórnego zwiedzania zapamiętanych lokacji. Niemal cała akcja opierać się będzie na nie odkrytych dotąd obszarach miasta.
Grafika w dwójeczce to cud, miód… oczywiście, jeżeli tylko „kręcą” cię wyglądające niemal jak w rzeczywistości; zapuszczone piwnice, odrapane ściany, najbrudniejsze zakątki miasta, czy też wreszcie powodujące odruch wymiotny „dodatki” w stylu rozmazanych śladów skrzepniętej krwi, wywalonych flaków, czy przykutych do ścian, obdartych ze skóry ciał… Równie naturalnie wyglądać będą wrogowie. O ile bowiem w oryginale (co przyznać, niestety należy) nie wszystkie maszkary budziły do siebie równorzędną odrazę, o tyle teraz nie będzie już miejsca na „mniej strasznych” przeciwników. Podstawę tworzyć będą wszelkiego typu mutanty, nierzadko pozbawione pewnych części ciała. Powrócą też pielęgniarki, tym razem w jeszcze bardziej zniekształconej postaci, choć jednocześnie jeszcze bardziej realne… Na razie nie wiadomo jeszcze nic o narzędziach, jakie przyjdzie nam dzierżyć w swych dłoniach podczas walki. Czemu „narzędziach”, a nie broniach? Starym wielbicielom nie muszę chyba przypominać. Tym zaś z Was, którzy nie mieli jeszcze okazji zakosztować klimatów „SH” wspomnę jedynie, że porządna wiertarka jest w stanie niekiedy zdziałać większe cuda, niż najlepszy shotgun;)
Tak, tak. Jeżeli do tej pory jeszcze to do Was nie dotarło, to chętnie wyjaśnię: To nie będzie gra. To będzie straszny, ażeby nie powiedzieć, że wręcz chory – koszmar. W dodatku koszmar, w którym wytrzymać do końca uda się tylko ludziom o naprawdę mocnej psychice.
Nie wierzycie? Uwierzycie…