Star Trek: Klingon Academy

Był sobie kiedyś film zatytułowany „Star Trek VI: The Undiscovered Land”. Prawdę mówiąc nie pamiętam, by pojawił się on w polskich kinach, jednak z pewnością widzieli go (Prawie) wszyscy posiadacze magnetowidów oraz nałogowi oglądacze TV. Historia dzielnych załogantów USS Enterprise, którzy uwięzieni zostają w międzygalaktycznym więzieniu – kopalni uchodzi za jedną z najlepszych części cyklu. W nadciągającej ku nam grze „Star Trek: Klingon Academy” wrócimy do czasów tuż przed wydarzeniami, jakie znamy z tegoż filmu.
Generał Chang (w tej roli znany aktor drugoplanowy, Christopher Plummer), najstarszy żyjący wojownik klingońskiego imperium, stworzył elitarną Akademię, by szkolić w niej nowe pokolenia żołnierzy gotowych stanąć do ostatecznego boju z Federacją. Ty jesteś jednym z nich… tak, tak, jesteś klingońskim brzydalem…
Gra ma być kosmiczną strzelanką opartą na nowym, trójwymiarowym silniku. Zawierać będzie około 25 misji, dzięki którym przejdziesz liczne szkolenia bojowe i przeważysz szale w ostatecznym (?) konflikcie z ludźmi. Cele misji będą dość urozmaicone – raz musiał będziesz rozwalić jakiegoś wielgachnego krążownika, innym razem twym zadaniem będzie „nalot” na spokojną na pozór planetę, czasem zaś wystarczy przetrwać czy dolecieć w określone miejsce. Producenci zwracają tu szczególną uwagę na efekty graficzne generowane w czasie rzeczywistym – podobno mają być znakomite. Gęste nebulaeńskie chmury zakłócające odczyty sensorów, pierścienie saturniańskie, czarne dziury to tylko nieliczne z atrakcji, na jakie natkniesz się w czasie walk. Do tego znani aktorzy, wspomniany Christopher Plummer i niewspomniany David Warner, pojawiający się w profesjonalnie nakręconych filmikach. Czyż nie brzmi to pięknie?
W grze napotkamy kilkadziesiąt rodzajów statków kosmicznych, po kilka na każdą z ras. I tak Klingoni zadowolą się dziewięcioma, Romulanie i Federacja dziesięcioma (na „głowę”), Gorn czterema, Tholianie sześcioma, wreszcie Shakuriani pięcioma (trzy krążowniki i dwa myśliwce). Ponadto zetkniemy się z kilkunastoma rodzajami baz i dziesiątkami satelit, min, cywilnych frachtowców, promów i innych pojazdów unoszących się w przestworzach. Wszystkie one będą dostępne w trybie multiplayer, tam będziesz mógł zasiąść nawet za sterami statku pasażerskiego! W przypadku gry dla jednego gracza ograniczony zostaniesz do ośmiu statków znajdujących się w posiadaniu państwa klingońskiego, co być może wielkim wyborem nie jest, ale z pewnością pozostaje w zgodzie z fabułą gry. Co do capitali (wielgachne statki, często nie mieszczące się na ekranie) – będzie ich co najmniej kilka.
Broni również nam nie zabraknie. Podstawą jest oczywiście serialowa klasyka – fazery i torpedy fotonowe, nie obejdzie się jednak bez zupełnie nowych, premierowych cudeniek, jakich miłośnicy Star Treka jeszcze w swym nędznym życiu nie widzieli. Łącznie planowanych jest około dwudziestu rodzajów śmiercionośnych maszynek.
Wielkie znaczenie będzie też miało zarządzanie mocą. Oczywiście nie chodzi tu o moc Jedi czy inne czarodziejskie sztuczki, a o formę energii, dzięki której takie bajery jak tarcze ochronne czy wspomniane fazery działają. Będzie można np. zmniejszyć moc silników kosztem broni, co zaowocuje skuteczniejszym ostrzałem.
Gry należy spodziewać się najwcześniej w marcu 2000 roku. Jednak czy trafi do Polski, nie wiem. Ruch Startrekowców jest u nas prężny, ale z pewnością niewielki. Kolejne filmy nie trafiają do kin, gdyż miałyby żenującą oglądalność. A z grami jest przecież podobnie… jak się nie sprzeda, to po co sprowadzać?