Moja mała słabość (jedna z wielu), o której pisałam już na łamach Banana: kopertówki. Ostatnio nawet zastanawiałam się, czy nie zacząć ich zbierać. Ciekawe czy moja wnuczka byłaby zadowolona, gdybym w spadku zostawiła jej kolekcję kopertówek?

Jeżeli zdecyduję się kiedyś zbierać te wspaniałe torebki do ręki (ach, co to byłby za cios dla mojego budżetu…), na pewno zainwestuję w kopertówkę inspirowaną, no cóż, kopertą. Na razie natrafiłam na takie dwie, obie zbyt drogie i obie rozbrajająco urocze.

Pierwsza to model Millepiedi firmy Braccialini. Włoska marka znana jest z oryginalnych, słodkich, często wręcz przesadzonych torebek. Worek obszyty słodyczami, kuferek przedstawiający spokojny zimowy krajobraz… chyba łapiecie, o co chodzi. Czerwona koperta „From a Secret Admirer” to zatem jak na Braccialini szczyt minimalizmu.

Druga torebka ma jeszcze szlachetniejsze pochodzenie – to Y-mail YSL. Zobaczyłam ją w butiku Yves Saint Laurent przy ulicy Serrano w Madrycie. Była tak śliczna, że przemogłam strach przed dwoma ochroniarzami stojącymi przy drzwiach, weszłam do środka i poprosiłam, by mi ją pokazano. Oczywiście okazało się, że to nie torebka, a portfel, a jego (jak stwierdził pan z obsługi – okazyjna) cena zaparła mi dech w piersiach…

Na razie nie pozostaje mi więc nic innego, jak dalej szukać swojej wymarzonej (czytaj: tańszej) kopertowej kopertówki, nucąc przy tym za Brianem Hylandem „Sealed with a kiss”: