Krzysztof Stróżyna – origami i biżuteria

Jeszcze dwa lata temu pytany przez Joannę Bojańczyk czy jego ubrania będzie można kupić w Polsce, odpowiedział: „Jeśli ktoś mi to zaproponuje, to bardzo chętnie rozpocznę współpracę. Ale szczerze mówiąc wątpię, czy tak będzie”. Na szczęście te pesymistyczne przewidywania się nie sprawdziły i kreacje Krzysztofa Stróżyny można kupić w jego butiku w poznańskim Starym Browarze oraz w warszawskim sklepie Frank A.

Jednak akurat ta notatka nie będzie dotyczyć zamiłowania Stróżyny do symetrycznych wzorów i krojów przywodzących na myśl sztukę origami czy nawet o zadziwiającym zestawieniu oschłej wręcz stanowczości i lirycznej miękkości w jego pokazie na sezon wiosna-lato 2011.

Tym razem chodzi o biżuterię, która u młodego projektanta pełni rolę integralnej części kolekcji. Duża, widoczna, geometryczna, stanowi jeden ze znaków rozpoznawczych Stróżyny. Dlatego od razu ucieszyłam się, gdy usłyszałam, że Krzysztof będzie współpracował z firmą jubilerską Yes. PR-owcy podsycali moją ekscytację, zachęcając dziennikarzy do pokazywania w magazynach cudnych czarnych bransolet z żywicy i ślicznych sznurów pereł długo przed możliwością obejrzenia biżuterii na stronie Yes. Teraz w sklepie on-line firmy prowadzona jest „ekskluzywna przedsprzedaż” projektów i… No właśnie, i.

I okazało się, że te bransolety i te perły to cała kolekcja. I że są drogie. I choć rozumiem, że stylistykę biżuterii z pokazów trzeba było „przetłumaczyć” na stylistykę biżuterii komercyjnej, to przy takiej cenie raptem dwa pomysły na projekty (odmieniane, owszem, na kilka sposobów), to, cóż, mało.

Bardzo możliwe, że sama się nakręciłam (bo Stróżyna, bo biżuteria, bo pisali o tym w każdym magazynie), więc miałam wygórowane oczekiwania. Niemniej nie mogę się pozbyć wrażenia, że wystarczyłoby dodać do tej kolekcji jeszcze jeden model, chociażby, kolczyków, poodmieniać go w srebrze, w złocie, z perłami, z takimi lub innymi kryształami Swarovskiego, by całość sprawiała nie tylko (jak teraz) dobre, ale już idealne wrażenie.

Jeżeli jednak ktoś chciałby sprezentować mi bransoletę z kolekcji Krzysztofa Stróżyny dla Yes, nie będę się wzbraniać i chętnie podam adres do przesyłki 😉

ZUO corp. na zimę

Wydaje się, że ZUO Corp. jest skazane na sukces. Przynajmniej takie wnioski można wyciągnąć z rozmów z licznymi stylistami i innymi fashionistami. Tyle ochów i achów już dawno nie słyszałam w kontekście nowej polskiej marki. Bo:
a) ZUO = Dagmara Rosa + Bartek Michalec, a to gwarantuje interesujące kroje i cudne materiały;
b) przedział cenowy 100-900zł, więc każdy może znaleźć coś dla siebie;
c) żadnego nadmiernego epatowania seksem, po prostu samo wysublimowanie;
d) uniseks, który w zależności od interpretacji może być na co dzień lub na wielkie wyjścia.
Czyli, jak podsumowała znajoma miłośniczka mody, „no naprawdę, jeżeli im się nie uda, to nie wiem komu się ma udać”.

U mnie ZUO Corp. jeszcze AŻ takiej ekscytacji nie powoduje, bo czasem wybrane przez nich formy sprawiają wrażenie przesadzonych. Niemniej spokojnie większość z ich propozycji mogłabym zobaczyć u siebie w szafie, a niektóre modele przyprawiły mnie wręcz o szybsze bicie serca. Także stanowczo w pojedynku H&M/Zara vs. ZUO, wybieram ZUO.

Ci, którzy chcieliby sami wyrobić sobie zdanie o wspólnym projekcie Rosy i Michalca, będą mieli do tego okazję jutro. W Obiekcie Znalezionym w godzinach 13-17 odbędzie się przedsprzedaż zimowej kolekcji ZUO Corp.